E-sport to coraz popularniejsza forma rywalizacji. Zbiera przed ekranami miliony widzów, więc powstanie symulatora drużyny e-sportowej nie jest w sumie…
Autor: Kondor
Na Steamie znaleźć można sporo darmowych tytułów. Większość to wieloosobowe gry free-to-play (khy khy pay-to-win), ale dużo też tutaj darmowych produkcji dla jednego gracza, takich jak chociażby całkiem sławne Emily is Away. Mniejsi twórcy sprawdzają się w ten sposób na rynku, zbierają cenne opinie graczy i doświadczenie, a potem ze zdobytą marką wypuszczają kolejne płatne gry (czyli na przykład Emily is Away Too, sequel do wspomnianej produkcji) lub umożliwiają graczom wsparcie w inny sposób niż zakup gry, na przykład sprzedając ścieżki dźwiękowe z swojego tytułu. Lubię przeglądać ten sklepik z grami szukając kreatywnych, niezależnych tytułów i sprawdzać co mają do zaoferowania dla graczy. Chciałbym się tym z wami czasem podzielić, a RED HOT VENEGENCE z pewnością jest grą wartą polecenia.
Etherborn to jeden z tych tytułów, o których od razu wiem, że będę musiał go kupić. Ciekawie zapowiadające się zagadki logiczne, poziomy wyglądające na sprytnie zaprojektowane, no i do tego grafika w pięknym stylu – jakby ktoś zrobił tę grę specjalnie dla mnie. Wiedziałem, że się na tej produkcji nie zawiodę.
The Padre miał premierę na PC oraz Switchu już 18 kwietnia, ale dopiero w tym miesiącu pojawił się na PS4…
Wirtuozi kodu z rodzimego studia Insane Code w dalszym ciągu wspierają starego, dobrego 3DSa – w zeszłym roku recenzowałem ich bardzo dobre 80’s OVERDRIVE, a teraz niespodziewanie pojawiają się z kolejnym projektem – portem polskiego hitu, Timbermanem.
West of Loathing zainteresowało mnie już od pierwszego zwiastuna wersji switchowej. Grafika wyglądała nietypowo, sama gra zabawnie, a do tego w klimatach westernu, w coś takiego dawno nie grałem. Zamówiłem więc limitowaną wersję pudełkową, którą otrzymałem dopiero na początku tego roku. Opłaciło się tyle czekać.
Moja tegoroczna wyprawa na Pixel Heaven była o wiele bardziej spontaniczna niż zeszłoroczna, decyzja została w sumie podjęta w ostatniej chwili. I bardzo się cieszę, że tak się koniec końców stało, bo było zdecydowanie warto.
Tekst z tegorocznego Pyrkonu planowo miał być bardziej bogaty w gry. Chciałem opisać wszystkie indycze stoiska z hali gier, w końcu rok temu było ich tylko kilka i każdy był całkiem ciekawy, ale okazało się, że w tym roku było tylko jedno stoisko – za to bardzo ciekawe. Parę gier z niego jest przeznaczonych dla bardziej casualowego odbiorcy, ale dwie szczególnie przykuły moją uwagę.
Nie planowałem skupiać się na rodzimych produkcjach w wyzwaniu, a tu proszę – trzecia taka gra. I podobnie jak poprzednie jest wybornym tytułem, pozytywnie się wyróżnia i najprawdopodobniej zapamiętam ją na długo.
Nie jestem fanem growych horrorów, nie bardzo lubię się aż tak bać. Wolę obejrzeć straszny film w gronie znajomych, jak już, nie jest wtedy aż tak przerażający i sprawia sporo frajdy. Za to gra ogrywana samemu w ciemności, z założonymi słuchawkami, przeraźliwie potęguje wszelkie emocje. Od czego jednak moje wyzwanie, jak nie od wychodzenia ze strefy komfortu i próbowania nieznanego. W tym wypadku opłaciło się.