Eurogamer Expo, czyli Gamescom dla ubogich albo: Dark Archona londyńskiego konwentu opisanie.
Luźne przemyślenia z imprezy spisywane na żywo.
Miejmy to już za sobą. Eurogamerowi brakuje „oomph”. Siły sprawczej. Powodu do istnienia. Jest jak upadający lokalny, rodzinny sklepik stojący w cieniu centrum handlowego. Faktycznie, może przy odrobinie szczęścia znajdziesz w nim to czego szukasz, ale brak w nim wyboru, entuzjazmu i chęci istnienia.
Takie uczucia targały mną po wkroczeniu do Earl’s Court w Londynie, gdzie odbywa się tegoroczny Eurogamer Expo – brytyjskie targi gier wideo.
I nic dziwnego. W porównaniu do swojego niemieckiego odpowiednika wypadają naprawdę blado. Największym problemem imprezy jest jej skala… A raczej jej brak. Całe show, wraz ze strefą prasową i firmową mieści się na jednej hali (Gamescom, jeśli się nie mylę składał się z 6 hal tej wielkości + dodatkowych kilku dla prasy i biznesu). Firmy zaś biorące udział wydają się też tym ciągłym imprezowaniem zmęczone. Faktycznie, na targach pojawiła się wielka trójca: Microsoft, Sony i Nintendo, ale ich gry rozproszone zostały i przemieszane bez ładu po całym budynku. W dodatku grywalne stacje większości tytułów dało się policzyć na palcach jednej ręki, a w niektórych wypadkach starczał nawet jeden palec. Do tego dorzucić należy aurę dezorganizacji – w ostatni dzień duża część stanowisk pozostawiona została pod opieką zatrudnionych przez pośrednika pomagierów, którzy bladego pojęcia nie mieli o produktach które reklamują.
Dzięki temu, niedzielny Eurogamer przypominał bardziej sklepowe stacje demo niż faktyczne przemysłowe „targi”.
Co gorsza, zabrakło kilku „dużych” zawodników: DOTA, Starcrafta, Diablo, League of Legends…
Jak mała okazała się impreza? Rozpoczęła się o 10:00, a w okolicach 12:30 zdołałem zagrać we wszystkie dema, nakręcić wszystkie stoiska, a nawet ponakręcać wywiady.
Wyjątkowo mało zjawiło się też cosplayerów, a szkoda, bo moim skromnym zdaniem, jest to zawsze jeden z najciekawszych elementów każdej imprezy. O to akurat nie mam zamiaru obwiniać organizatorów. W sobotę odbył się za to konkurs na najlepszego przebierańca z Uncharted.
Dość narzekania: czas na plusy.
– Limitowana ilość biletów to świetny pomysł. Dzięki temu nawet na małej hali nie było „ciasno”, a każdy z odwiedzających miał szansę zagrać w ulubioną grę.
-„Odsłonięte” gry 18+. Polityka Gamescomu zmuszała developerów do umieszczania gier „dla dorosłych” w oddzielnych „pokojach”, tak by nie mogły oglądać ich dzieci. Minusem tego rozwiązania jest oczywiście to, że dorośli bez stawania w kilometrowej kolejce nie są w stanie takich gier pooglądać nawet jeśli nie mają ochoty „pograć”. Eurogamer rozwiązał ten problem dużo lepiej – oddzielając „murem” gry „dla wszystkich” od gier dla dorosłych. Wszystkie gry po drugiej stronie ściany są zdala od oczu dzieciaków, a zadowoleni pełnoletni podglądacze mogą wejść do sekcji 18+ i bez przeszkód oglądać gameplay, nawet jeśli nie planują stawać w kolejkach do grania.
Na więcej informacji z Eurogamera (w formie wideo) poczekać będziecie musieli do jutra, gdy opuszczę już Londyn i nadrobię dwie noce bezsennych podróży. Do usłyszenia!