Share This Post

OldGame+

Chip `n Dale Rescue Rangers 1&2

Chip `n Dale Rescue Rangers 1&2


Lubicie sobie powspominać gry z odległych czasów, perełki z poprzednich generacji konsol? Ja mam takich tytułów całkiem sporo, a że zaczynałem od starusieńkiego Pegasusa, to kilka konsol zdążyłem już wymęczyć totalnie. Nie chcę narzucać jakiegokolwiek porządku, ale właśnie od gier na Pegasusa rozpoczynam mój mini-cykl poświęcony wspominkom perełek z różnych okresów. Na pierwszy ogień idzie jedna z moich ulubionych serii z lat dzieciństwa. Mowa o Chip 'n Dale Rescue Rangers.

W roku 1990 na nintendowskiego NESa wydano pierwszą część gry Chip 'n Dale Rescue Rangers. Fabuła nie była porywająca. Ot, główny zły uniwersum Brygady RR – Fat Cat, porwał cudowną Gadget, by ją wykorzystać do swoich niecnych planów, a chłopaki pospieszyli na ratunek, by finalnie rozprawić się ze złym kocurem.

Chip 'n Dale

Różnie wtedy w grach bywało z konstrukcją trybu kooperacji, ale „Czip i Dejl” trzymał pod tym względem poziom. Dość nadmienić, że był to mój ulubiony tytuł do wspólnego grania z kolegami. Obydwie wiewiórki mogły rozrabiać na ekranie w tym samym czasie. Co prawda nie było wtedy jeszcze mowy o głębokiej interakcji z otoczeniem, ale i tak najlepszym (bo praktycznie jedynym) sposobem walki z wrogami było rzucanie różnymi przedmiotami – najczęściej skrzynkami, których wiele było na planszach. Zdarzało się też rzucić jabłkiem, betonowym klockiem, a nawet naszym kompanem! To chyba wtedy narodził się we mnie mały, wewnętrzny troll, bo uwielbiałem wrzucać kumpli w przepaść czy wprost na przeciwników! Każdy obiekt zachowywał się trochę inaczej. Dla przykładu – wyżej wspomniane klocki można było rzucić na ziemię, tworząc mosty, po których mogliśmy przejść dalej.

Chip 'n Dale

Przypomnijmy sobie, co jeszcze oferuje gameplay, poza ciskaniem skrzynkami i radosnym skakaniem kompanowi po głowie. W grze występuje kilka rodzajów przeciwników – od mechanicznych buldogów i myszy, przez latające wiewiórki ninja, po wredne krokodyle rzucające kapeluszem. Na szczególną uwagę zasługują bossowie: jest kot w kasynie, wielki robot z łapami i szczotami, mamy też małą rakietę kosmiczną zrzucającą na nas ufoludki. Niestety, każdego pokonuje się identycznie – rzucając w niego czerwoną piłeczką. Pokonanie bossa daje jednak satysfakcję i o to chyba chodzi.

Chip 'n Dale

Trzy lata później Capcom wydał kolejną część gry, opatrzoną numerkiem dwa. Grafika przeszła mały tuning, troszkę usprawniono gameplay (np. jeśli nieśliśmy skrzyneczkę i udało nam się wdusić klawisz, gdy zaczynała migać, to stawała się super-skrzynką). Kooperacyjne akcje typu „ciskanie kompanem” też zyskały na znaczeniu. W drugiej odsłonie gry pojawiło się na planszy wiele miejsc, do których można się było dostać jedynie z pomocą kumpla. Zniknęła za to mapka, na której wybieraliśmy, gdzie chcemy się udać, co w rezultacie pozwalało nam rozegrać może dwie odmienne plansze. W mojej opinii była zbędna, najwidoczniej twórcy też to dostrzegli. Mam również wrażenie, że gra Chip 'n Dale Rescue Rangers 2 oferowała więcej rodzajów wrogów, a bossowie stali się troszkę ciekawsi. Nareszcie nie trzeba było ciskać w nich piłeczką, tylko elementami otoczenia, którymi starali się nas załatwić.

Chip 'n Dale

Tak, gdy byłem dzieciakiem, spędziłem mnóstwo godzin przy tych tytułach, co stało wysoko w rankingu moich ulubionych rozrywek. Jestem pewien, że wielu z Was, podobnie jak ja, pamięta przygody poczciwego Chipa i głupkowatego Dale’a nie tylko z kreskówki, ale też z leciwego Pegasusa! Jeśli jednak ktoś jeszcze nie grał w Chip 'n Dale Rescue Rangers, a ma okazję, to polecam serdecznie – zabawa jest miodna. Zwłaszcza w części drugiej.

Człowiek-nostalgia, bardzo lubi wszelakiej maści wspominki. Wychował się na Pegasusie, potem na PlayStation, aktualnie posiada tylko NDSa, ale nie przeszkadza mu to być na bieżąco. Studiuje romanistykę, interesuje się krajami dalekiego wschodu. Uwielbia blogi podróżnicze (bądź pisane przez ludzi, którzy osiedlili się gdzieś daleko). W wolnych chwilach grywa w teatrze akademickim.