Share This Post

Recenzja

Shelter

Shelter

Gry komputerowe, od początków swego istnienia, interesowały człowieka w dużym stopniu. Ich głównym zadaniem jest dostarczanie nam rozrywki i zdaje się, że spełniają swoją rolę znakomicie, przynajmniej te, które prezentują odpowiedni poziom grywalności. Jaką inną zaletę posiadają gry komputerowe? Pozwalają nam wcielić się w praktycznie wszystko i wszystkich, a także robić rzeczy, jakie w naszym rzeczywistym świecie są niewykonalne, niezgodne z prawem albo w inny sposób niedostępne. Masz ochotę stać się największym kryminalistą na świecie i bez litości zabijać ludzi na ulicach? Wystarczy zaopatrzyć się w dowolną część serii GTA, a nie zagrozi ci dożywocie za ludobójstwo. Chcesz zostać władcą rozrastającego się miasta i poprowadzić swoją nację do zwycięstwa? Gdzieś tam na pewno jest strategia czasu rzeczywistego, dzięki której spełnisz swe marzenie. Istnieje też cała masa innych gier, pozwalających robić praktycznie wszystko. Właśnie ukazała się też taka, w której wcielisz się w… borsuka.

Shelter

A właściwie w borsuczą mamę, której zadaniem będzie opiekowanie się piątką małych. Od uruchomienia gry, przez około godzinę, twoim zadaniem, graczu, będzie karmienie, pilnowanie i dbanie o piątkę niesfornych borsuków. Pokonać Ci trzeba będzie najróżniejsze przeciwności losu, groźne drapieżniki oraz siły przyrody, by dotrzeć do upragnionego końca przygody. Z początku wydawało mi się, że gra będzie czymś w rodzaju sandboxa, gdzie pobiegamy sobie bez większego celu po lesie i zadbamy o to, by nasze małe przeżyły, tytuł jednak podzielony jest na etapy, które razem składają się na swoisty cykl, mający od zawsze miejsce w przyrodzie.

Wszystko zaczyna się w borsuczej norze. Czwórka moich maluchów stoi obok mnie, a jedno z nich leży na ziemi. Widzę, że oddycha, ale prawdopodobnie coś z nim nie tak. Gdy ruszam, ekipa podrywa się za mną, jednak nie mogę zostawić piątego bez opieki. Znajduję na ziemi rzepę. Szybki rzut okiem na standardową klawiszologię i wiem, że borsucza mama może kłapać pyskiem przy pomocy lewego przycisku myszy. Co więcej, podnosi takim sposobem rzepę, niosę ją więc do leżącego borsuka i rzucam obok niego. Młode zjada warzywo i niespodziewanie podnosi się na nogi. Pierwszy sukces za mną, dlatego też ruszam do wyjścia z nory, wyjścia na światło dzienne. Przede mną las, który z perspektywy małych borsuków wydaje się być olbrzymi.

Shelter

Właśnie tę knieję będziemy przemierzać przez cały czas trwania przygody. Zmieniać się za to będą pory dnia oraz roku, a i niepowstrzymane siły przyrody staną nam na drodze do bezpiecznego wychowania młodych. Tak właśnie wygląda gra – idziemy przed siebie, chronimy biegającą za nami gromadkę małych i karmimy ją zdobywanym pożywieniem. Zadania te wykonujemy do zakończenia każdej, wyznaczonej przez twórców sekcji, po czym zostajemy bezpośrednio przeniesieni do następnej, gdzie czekać na nas będą kolejne niebezpieczeństwa do pokonania. Najpoważniejszym problemem gry jest właśnie jej kompletna liniowości, co w zasadzie eliminuje chęć przeżycia przygody ponownie. W połączeniu z faktem, iż gra zabrać nam może z życiorysu zaledwie godzinę, wypadałoby się dobrze zastanowić, czy tytuł będzie w stanie spełnić nasze oczekiwania.

O co więc chodzi w tej dziwacznej i krótkiej przygodzie praktycznie bezbronnych borsuków? Zdaje się, że głównie o odczucia gracza. Przemierzając niedostępny las, karmimy dzieci i patrzymy jak rosną w oczach. Za wszelką cenę staramy się zapewnić im byt i ochronić przed drapieżnikami, więc w jakiś sposób… przywiązujemy się do nich. Dziwne, ale tak właśnie jest. Zwyczajnie szkoda mi było każdego straconego młodego, chociaż gra nie stosuje zupełnie żadnych kar przeciwko nam. Możemy ukończyć ją po stracie wszystkich małych borsuków i nic się nie stanie. Mimo to, za wszelką cenę starałem się doprowadzić do samego końca całą gromadkę, a nie jest to łatwe zadanie. Z drugiej strony, im mniej ich było, tym łatwiej mogłem zapewnić im pożywienie, a w związku z tym borsuczątka rosły zdecydowanie szybciej. Tak wyglądają twarde prawa natury – przetrwa tylko najsilniejszy.

Shelter

Inną zaletą tytułu jest oprawa graficzna. Twórcom udało się stworzyć piękne otoczenie dla przygód małych borsuków, a i same zwierzaki wyglądają naprawdę uroczo. Wszystko jest odpowiednio stylizowane, dzięki czemu niedostatki graficzne nie są zauważalne, a w połączeniu z pastelowymi, lekko rozmytymi kolorami oprawa wypada nadzwyczaj dobrze. Jedynie woda wydała mi się jakaś taka brzydka i niezbyt pasująca do reszty. Zauważalne jest także przenikanie się obiektów, kiedy nasze borsuki buszują wśród traw, ale kwestią sporu pozostaje, czy nie był to celowy zabieg, bo dzięki temu co jakiś czas zobaczyć możemy, w którym miejscu dokładnie się one znajdują, co ma znaczenie przy uciekaniu przed drapieżnikami. Jeśli natomiast chodzi o muzykę, to jest ona przyjemna w odbiorze i podkreśla to, co dzieje się na ekranie. Gdy nic nam nie grozi, lekkie, wręcz idylliczne rytmy spokojnie dobiegają do naszych uszu, z drugiej strony podczas spotkania z drapieżnikami utwory stają się bardziej nerwowe i szybkie. Dzieło sztuki to i może nie jest, ale pasuje jak ulał, a i słucha się przyjemnie.

Wypadałoby teraz podsumować Shelter, jest to jednak zadanie dość trudne. Szczerze powiedziawszy, gra bardzo mi się podobała i z przyjemnością poświęciłem jej tę godzinkę czasu. Z drugiej strony, to krótka przygoda na jeden raz, która w dodatku nie wszystkim przypadnie do gustu. Biorąc pod uwagę cenę produktu, proponuję dobrze się zastanowić, zanim zapłacimy dziewięć euro za przygody rodziny borsuków.

:pusheen: