Po przybyciu na miejsce moje obawy okazały się całkowicie uzasadnione. Wszystkie atrakcje ulokowano w trzech pomieszczeniach, z czego największe z nich można określić jako ciut większą salę gimnastyczną. Nie dość, że ciekawych miejsc było niewiele, to jeszcze wszystko zostało tragicznie rozplanowane.
Fantasy…?
Nazwa powinna zobowiązywać. To nie miało być spotkanie wyłącznie dla graczy, a bardziej dla szeroko pojętych fanów fantasy w każdej postaci, coś w stylu Pyrkonu. Niestety w związku z tym przeżyłem pierwszy zgrzyt, gdyż chyba pod tym względem wywiązali się z zadania tylko sprzedawcy planszówek. W sekcji literackiej z trzech zaproszonych pisarzy, tylko dwóch mieści się w ramach gatunku. Pokazywane gry zachowały nawet gorszą proporcję, statystykę ratował głównie turniej League of Legends.
Jeśli już wspominać o autorach i turnieju LoL-a, to niestety ktoś zupełnie nie pomyślał, jak to rozplanować i główną scenę umieścił tuż obok monitora z grami turniejowymi. Z tego powodu ludzie tłoczyli się przeokropnie, wzajemnie sobie przeszkadzając zarówno pod względem przestrzeni jak i hałasu. Z dziennikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że sam turniej e-sportowy ciekawiej się pewnie oglądało we własnym domu… Widzom udostępniono tylko jeden (tak, jeden!) monitor, który był mniejszy od przeciętnego telewizora, a dodatkowo puszczano na nim stream z twitcha.
Gry…?
Poza zamkniętą strefą LoL-a pozostałe dwa stoiska z grami można by podzielić na Techland i jakąś tam resztę. U wrocławskiego wydawcy można było zapoznać się z sześciominutowym demem Dying Light oraz z Call of Juarez: Gunslinger. Dodatkową atrakcją była możliwość ogrania pierwszej z tych pozycji przy pomocy Oculus Rifta. Niestety ze względu na mój ograniczony czas nie udało mi się tam dopchać, więc nie mogę nic powiedzieć o tej formie rozgrywki. Na stanowisku obok dało się pograć w kilka innych gier, z czego zauważyłem raczej pozycje, które każdy może zobaczyć, siedząc na własnej kanapie, czyli Battlefield 4, GTA 5 i FIFA 2014.
Osobiście najbardziej ostrzyłem sobie zęby na atrakcje prezentowane przez Techland na głównej scenie – Hellraida i Dying Light. Niestety tak się złożyło, że przed zaplanowanym przedstawieniem pierwszej pozycji, musiałem opuścić teren Expo i miałem go przegapić. “Miałem”, gdyż po moim powrocie na drugą grę, okazało się, że ze względu na jakieś dziwne zawirowania pokazano obie pozycje.
Dead Island…?
Większe nadzieje wiązałem z Hellraidem, chciałem, żeby był to czarny koń nie tylko tej imprezy, ale ogólnie świata gier. Zawiodłem się. W krótkim demie zobaczyłem Dead Island w wersji fantasy (tak, to druga i zarazem ostatnia gra z tego gatunku). Zamiast toporów strażackich są topory dwuręczne, zamiast gazrurek – buzdygany. Z kolei atakujące zewsząd hordy zombie zostały urozmaicone jedynie kościotrupami. Gracz do wyboru oczywiście dostanie kilka klas, oręża będzie ogrom itd., itp. Wszystko czego tylko można się spodziewać po tego typu grze. W zaprezentowanym demie jeden z twórców przechodził liniowy poziom oparty głównie na eksploracji terenu i mordowaniu truposzy. Zaznaczono też, że da się wybierać alternatywne ścieżki różniące się sekretami i liczbą oponentów. Muszę przyznać, że graficznie wygląda to nieźle, jednak rozgrywka mnie nie porwała, chociaż gwoli ścisłości Dead Island także nie umiało pobudzić mojego zainteresowania. Na koniec pokazu miała się pojawić walka z bossem, o której jednak ciężko cokolwiek napisać, bo prezenter zginął od pierwszego uderzenia.
Tyle na temat Hellraida, pora się zabrać za Dying Light, a raczej Dead Island 2. Nie, nazwa nie została zmieniona, ale patrząc na prezentację, miałem wrażenie jakbym wrócił na Banoi. Aczkolwiek całkiem przyjemny to powrót, wreszcie nie tylko można mordować hordy zombie, ale po zmroku trzeba się skupić na ich unikaniu (rozgrywka odbywała się głównie w nocy). Lokacje zostały zbudowane tak, aby można je było przechodzić w parkourowy sposób, bawiąc się bieganiem i skakaniem. Zmienia to trochę logikę rozgrywki, bo zamiast szukać dziury w płocie, o wiele prościej go przeskoczyć. Również walka z truposzami stała się bardziej absorbująca, ledwie dwa lub trzy stają się wyzwaniem, chociaż producent gry, Tymon Smektała, zaznaczył, że to się zmieni wraz z rozwojem postaci. Na krótkim demie zauważyłem tylko dwie wady, lecz raczej tu już chyba wychodzi moje zboczenie do szukania dziury w całym. Dziwnie zachowywały się cienie na bardzo odległym planie (strzelałbym, że kilkaset metrów od dziejącej się akcji) i zaskakująco wyglądało odcinanie kończyn, raczej mała szansa, że cios zadany od góry odetnie nogę w kolanie. Pomimo tych drobnych błędów sama gra mnie zaciekawiła i raczej będę śledził kolejne informacje o niej, to już chyba duży plus, bo jeszcze dwa dni temu całkowicie mnie ona nie obchodziła.
I… koniec?
No tak, to już koniec relacji. Raczej mało którego czytelnika zainteresuje tutaj opis tych kilku pozostałych stoisk, związanych bardziej z anime lub Gwiezdnymi Wojnami i tak jak wszystko inne, nie porażających wielkością. Tuż po wyjściu z Expo chciałem napisać, że impreza była tragiczna i ogólnie krytykować każdy jej punkt, jednak moja dziewczyna trochę złagodziła mój pogląd. To jest niezła opcja do zobaczenia kilku gier (lub spotkania pisarzy) dla osób, które są zbyt młode lub nie mogą z innych powodów trafić chociażby do Poznania na PGA. Tym bardziej, że wejściówki były darmowe. Jednak, jeśli masz tych kilka złociszy i niekoniecznie interesują Cię gry, a bardziej chciałbyś zapoznać się z fantastyką lub anime i Wrocław jest dla Ciebie najbliżej, to za kilka tygodni odbywa się Baka, a latem Dni Fantastyki, tam programy na pewno będą bogatsze. Nawet jeśli nie pojawi się w nich Techland.