Share This Post

Warto zagrać

Ghost Master

Ghost Master icon

Ze względu na to, iż ten „zachodni wymysł szatana” był u nas raczej krzywo postrzegany, moje próby biegania po cmentarzu z zębami wampira w ustach bardzo często kończyły się burą od rodziców i naburmuszonym wyrazem na dziecięcej twarzy. Gdy teraz sobie o tym pomyślę, zbiera mi się raczej na śmiech, nadal jednak w pewnym stopniu Halloween lubię. Właśnie dlatego z tej okazji chciałbym przypomnieć sobie i Wam jedną z lepszych, moim zdaniem, gier o duchach, w jaką kiedykolwiek miałem okazję zagrać. Dlatego zamiast chodzić po domach i prosić o cukierki, zasiądę wygodnie i włączę Ghost Mastera.

Gra rozpoczyna się jedną z najbardziej kliszowych scen, kojarzonych zazwyczaj z horrorami klasy B: grupa młodych ludzi postanawia urządzić sobie seans spirytystyczny, dlatego z tej okazji znajdują jakiś stary, „nawiedzony” dom, zamykają się w środku i rozpoczynają przywoływanie duchów. Jak można się domyślić – akcja kończy się pełnym powodzeniem. Wystarczyła chwila, by dom zaroił się od masy upiorów, a banda nieodpowiedzialnych nastolatków skończyła z traumą na całe życie. Czy to koniec? Nie, dopiero początek. Wszak jesteśmy Władcą z ambicjami, dlatego też teraz już rzeczywiście nawiedzony dom staje się naszą bazą wypadową, a leżące nieopodal miasto całkiem niedługo spowite zostanie mrożącym krew żyłach cieniem strachu.

Obrazek z gry Ghost Master

Gameplay zrealizowany został na podstawach strategii czasu rzeczywistego. Na widzianej z góry mapie lokujemy nasze duchy i wydajemy im polecenia, a każdy z upiorów posiada określoną listę mocy, jakimi może się posługiwać. Mary podzielone są na rodzaje, według których można je przypisywać do otoczenia. Wymusza to na graczu nieco myślenia, bo czasem będziemy musieli pokombinować, jak najlepiej ulokować straszydła, żeby skorzystać z określonych czarów. Umiejętności zjaw do działania wymagają ektoplazmy – specjalnego surowca, generowanego przez wystraszonych śmiertelników. Im więcej jej mamy, tym więcej upiorów możemy przyzwać w tym samym momencie, a same jednostki będą mogły korzystać z silniejszych mocy. Żeby straszyć, potrzebujemy ektoplazmy, a by zdobyć ektoplazmę, musimy straszyć – ta złota zasada sprawia, że w grze nie ma ani chwili na nudne oczekiwanie, bo sami napędzamy akcję poprzez nasze działania. Z czasem jednak radosne harcowanie może zostać ukrócone przez łowców duchów. Są to jedyne jednostki zdolne realnie zaszkodzić naszej wesołej kompanii, ale i na nich znajdzie się sposób.

Sama rozgrywka podzielona została na czternaście misji. Spora część z nich, jak można się domyślić, polega na straszeniu nieporadnych śmiertelników, jednak występują też scenariusze z określonym zadaniem do wykonania. Na ten przykład, za pomocą naszych duchów będziemy musieli ujawnić dowody zbrodni w pewnym domu czy zaprowadzić za rączkę grupkę ludzi w określone miejsce, by ci później spełnili oczekiwania Naszej Straszności. Im dalej w las, tym zadania stają się nieco bardziej skomplikowane, bo i śmiertelnicy próbują bronić się przed atakiem umarlaków. Oprócz wspomnianych łowców duchów, zmagać się będziemy z urządzeniami generującymi pole siłowe, gdzie nie można umieszczać straszydeł. To wszystko sprawia, że zabawa wymaga nieco kombinowania i pomyślunku, co oczywiście zaliczam na zdecydowany plus. Na każdym poziomie mamy też opcję ratowania duchów, które z różnych względów zostały uwięzione w świecie śmiertelników. Raz uwolnione, będą służyć nam do końca gry. Warto jeszcze wspomnieć o możliwości ulepszania naszych pobratymców. Pomiędzy misjami możemy odwiedzić bazę wypadową i tam na spokojnie dokupić umiejętności dla wybranych mar lub ustawić im podstawowe rozkazy.

Obrazek z gry Ghost Master

Czas wreszcie wspomnieć o najsmaczniejszym mięsie gry, czyli parodiach i humorze, którymi hojnie okraszona jest gra. Zdecydowana większość scenariuszy do rozegrania to mniej lub bardziej rozpoznawalne parodie najróżniejszych filmów ogólnie kojarzonych z horrorem. Błąd ognika z Blair lub Co leży za kukułczym gniazdem to tylko dwa spośród nich. Na tym oczywiście parodie się nie kończą. Wspomniani łowcy duchów noszą lekko zmienione nazwiska duchołamaczy z filmu Ghostbusters, kręcący się po poziomach śmiertelnicy nazywani są na modłę postaci z różnych książek i filmów, a i same zjawy często odzwierciedlają znane z kinematografii upiory, jak na przykład Luźna Główka – by wspomnieć tylko o jednym. Wyszukiwanie wszystkich mniej lub bardziej ukrytych smaczków to nie lada zabawa, nie tylko dla fanów horrorów.

Graficznie tytuł postarzał się dość mocno, ale po 10 latach od premiery to było do przewidzenia. Mimo to modele duchów nadal wyglądają nieźle i cieszą oko pomysłowością wykonania. Ani trochę za to nie ucierpiało udźwiękowienie, które stoi na wysokim poziomie. Gadający bez sensu śmiertelnicy i upiory wymawiające swe straszliwie śmieszne kwestie nadal cieszą, a soundtracku mogę słuchać do teraz. Utwory, jakie mamy przyjemność wpuszczać do swych uszu podczas rozgrywki, są niesamowicie klimatyczne i wiernie oddają straszną z przymrużeniem oka otoczkę gry. Są też dobrze dopasowane do mających miejsce wydarzeń. Gdy dopiero zaczynamy straszyć w aktualnej misji, muzyka jest spokojna i stonowana, a kiedy upiory rozszaleją się na dobre, gra wtóruje im szybką i makabryczną ścieżką dźwiękową.

Obrazek z gry Ghost Master

Kończąc, warto odpowiedzieć na pytanie: czy warto zagrać w Ghost Mastera? Jak najbardziej. Mimo upływu lat, to wciąż niesamowicie grywalny tytuł, z pomysłowym podejściem do tematu strategii i świetnym soundtrackiem. Warto się tą produkcją zainteresować teraz, bowiem na Steamie, z okazji Halloween, trwa specjalna wyprzedaż, gdzie Władcę Duchów możemy mieć za jedyne 1,24 euro. Brać, nie gadać.

:pusheen:

1 Comment

  1. Mam to! Świetna na zabicie czasu.

Comments are now closed for this post.