Witamy w Poznaniu
Impreza ruszyła w piątek 21 marca, tradycyjnie dla ostatnich edycji na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Tradycyjnie, ale nie dla mnie. Udawałam się do Poznania, mając w pamięci stare Pyrkony na Dębcu, tak zwane „szkolne”. Żywiłam więc lekką obawę, czy nowe oblicze festiwalu przypadnie mi do gustu. Na szczęście zniknęła ona już w pierwszych minutach konwentu. Bo Pyrkon 2014 potrafił zachwycić, bez względu na to, czy jest się zwolennikiem „oldschoolowego”, czy entuzjastą „nowego stylu” zlotów fanów fantastyki.
Każdy uczestnik otrzymał pakiet powitalny złożony z wejściówki, smyczy do wygodnego noszenia identyfikatora i osławionej k6, która swoją obecnością w wannie wywołała przesadzoną – w mojej opinii – burzę na długo przed konwentem. Sercem pakietu był jednak ponad dwustustronicowy informator (zawierający pełny opis atrakcji i prezentację sylwetek zaproszonych gości) oraz niezwykle przydatny skrót programu, wzbogacony o mapkę terenu (gdyby nie te 28 stron, pewnie jeszcze kręciłabym się po pustych salach targów).
W tym roku przezorni organizatorzy zadbali o zwiększenie przestrzeni wykorzystanej na potrzeby konwentu, co zdecydowanie przełożyło się na pozytywne wrażenia uczestników. Spotkałam wiele osób, które podkreślały, że w porównaniu do minionego roku po prostu „nie czuć tłumów”. Wyeliminowano również kolejki do kas, które w 2013 r. prezentowały się tak okazale na zdjęciach niemal w każdej relacji. Odbiór czy zakup wejściówek przebiegał sprawnie i szybko. W tym ujęciu nie warto się dziwić, że gdy jasnym się stało, ile osób odwiedziło Pyrkon, trudno było w to uwierzyć.
Rekordowy Pyrkon
Liczby nie kłamią. W ciągu trzech dni trwania festiwalu poznański konwent odwiedziło przeszło 24500 uczestników. Tego jeszcze nie było, a w moim przypadku: to się nawet starym erpegowcom nie śniło. Już pierwszy dzień pobił rekord całej ubiegłorocznej edycji, dając Pyrkonowi prawo do miana „legendarny”.
Do tego ponad 1700 punktów programu, co może przyprawić o zawrót głowy. Nawet, jeśli ktoś się mocno uparł, nie zdołał być na każdym. To nie Pokemony, nie zbierzesz wszystkich, dlatego warto było poświecić chwilkę na wybranie preferowanych rozrywek. Pomocne były zarówno przygotowane przez organizatorów materiały, jak i darmowa aplikacja na urządzenia mobilne. Przyznam, że na samym początku przyjęłam strategię wyboru programu z użyciem filtru „tylko to, co mnie interesuje”. Już w sobotę nie zgrywałam takiego twardziela i zawężałam wybór do tego, co mnie interesuje i spełnia wymóg: „jestem akurat blisko odpowiedniego pawilonu”.
Skoro nowe oblicze imprezy związane jest z targami, nie można zapomnieć o hali wystawców, zlokalizowanej na parterze pawilonu 7. Między bajki włóżmy stwierdzenie, że rozmiar nie ma znaczenia. Liczący około 120 stoisk raj konsumenta po prostu oszałamiał. Każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie i wzbogacić prywatne zbiory o nową książkę, koszulkę, kostkę, grę, steampunkowy zegarek, gorset, skórzane naramienniki, czy co tam dusza zapragnęła. Albo choć nacieszyć oczy tym skarbcem nerdowskich artykułów i ułożyć w głowie listę prezentów gwiazdkowych.
Uwaga! Produkt zawiera 100% fantastyki bez śladowych ilości nudy!
Konwentowe atrakcje tradycyjnie zostały podzielone na tematyczne bloki, aby ułatwić uczestnikom życie. Otrzymaliśmy więc blok filmowy, anglojęzyczny, gier elektronicznych, literacki, naukowy, RPG-owy, LARP-owy, konkursowy, komiksowy, Games Room (gry karciane, planszowe i bitewne), Manga&Anime, strojów, festiwalowy, a także blok dziecięcy, dla początkujących i integracyjny. W ramach bloków, które ze względu na tematykę pozwalały na taką opcję, odbywały się klasyczne prelekcje, panele dyskusyjne, spotkania z autorami, pisarzami, wydawcami, twórcami. Ale dostaliśmy o wiele więcej: pokazy filmowe na wielkim ekranie, wszechobecny cosplay, spontaniczne tańce między budynkami, galę wręczenia pyrkonowych nagród i aż dwa konwentowe kluby (co wieczór zapchane po brzegi).
Na uwagę zasłużyły stałe, „żywe” ekspozycje tematyczne zajmujące sporą część pawilonów 7a i 8a oraz Arena, na której odbywały się wszelkiej maści pokazy (od szermierki po tańce średniowieczne). Dzięki takiej logistyce w jednym miejscu zebrani byli wszyscy zaangażowani, przebrani fani, a uczestnik mógł utknąć na długie godziny w falloutowym bunkrze, wiosce fantasy czy wczesnośredniowiecznej osadzie. Osobiście najbardziej przypadło mi do gustu Miasteczko Postapokaliptyczne (pozdrowienia dla ekipy OldTown i Rafinerii), które miało w sobie wszystko, co kochają fani klimatu po zagładzie: ciężki sprzęt, repliki broni i zachwycające przebrania.
Nie zdołam opisać wszystkich punktów programu, czy wspomnieć o każdym konwentowym wydarzeniu. Tak jak nie zdołałam w trakcie festiwalu dotrzeć na wszystkie wybrane z programu atrakcje. Mogę tylko zapewnić, że tam, gdzie dotarłam, bawiłam się rewelacyjnie i za każdym razem unikatowo. Popłakałam się ze śmiechu na panelu „Youtubowa publiczność i jej bezkompromisowy feedback” (dziękuję, Ichabodzie i UncleMroowo), zapoznałam z ciekawymi wynikami badań agresji w grach (ukłony dla Staszka Krawczyka i PTBG), podyskutowałam o kondycji rynku RPG podczas spotkania z Ramelem (Wydawnictwo GRAmel) czy powspominałam starą „Magię i Miecz” i narobiłam sobie jeszcze większego smaku na jej wznowienie przy okazji spotkania z Wydawnictwem Fajne RPG. A to tylko wierzchołek programowej góry lodowej.
grem
Ze względu na ograniczony czas i charakter naszej obecności na tegorocznym Pyrkonie i w tym roku ograniczyłem się do punktów programu z bloku gier komputerowych. Nie będę ukrywać, że jego tegoroczna oferta przypadła mi do gustu bardziej, niż ta z 2013, zdominowana przez Youtube. Zwiększyła się liczba paneli prowadzonych przez ludzi pracujących w branży i zainteresowanych naszą ulubioną rozrywką z perspektywy naukowej i taka dywersyfikacja moim zdaniem zwiększa atrakcyjność programu, bo znajdzie w nim coś dla siebie zarówno ktoś zainteresowany grami, jak i internetowymi osobistościami, które w te gry grają. Cieszę się również z tego, że miałem okazję bliżej poznać i posłuchać internetowo-medialnych kolegów po fachu, zwłaszcza podczas panelu o kondycji dziennikarstwa growego, który dzięki odwołaniu innego punktu programu został wydłużony dwukrotnie.
Ciekawym rozwiązaniem było wyznaczenie strefy autografów, w której zgodnie z zaplanowanymi godzinami dyżurowali autorzy i twórcy fantastyki. Dzięki temu zdobycie wymarzonego podpisu nie było trudne. Pozwoliło to też na uniknięcie klasycznego oblegania znanych osób tuż po tym, jak skończą swój punkt programu, a raczej na zminimalizowanie tej mody.
Zbyt idealnie?
Aby Pyrkon 2014 nie przeszedł do historii fandomu jako idealne wydarzenie, coś musiało choć trochę zgrzytać. Zgrzytały więc elektroniczne bramki regulujące ruch uczestników wychodzących i wychodzących z konwentu, wywołując spontaniczne tworzenie kolejek. Bunt maszyn odczuwalny był już w piątek. Wybrane bestie nie reagowały na wciskany im w paszczę identyfikator. Pół biedy, jeśli nie chciały wypuścić człowieka z terenu konwentu (takie więzienie to czysta przyjemność). Gorzej, jeśli broniły mu wstępu do festiwalowego raju. Wystarczyły 2-3 kapryśne machiny, a już cała linia danego wyjścia korkowała się i zdesperowany uczestnik miał tylko dwie opcje: walczyć dalej bądź czmychnąć ku innemu wyjściu, z nadzieją, że tam Skynet jeszcze nie ma swoich agentów. Na szczęście organizatorzy bardzo szybko uporali się z tym problemem, wyznaczając bramki „tradycyjne”, przez które można było przechodzić za okazaniem przepustki bez konieczności używania elektronicznego czytnika.
Innym miejscem, w którym tworzyły się „korki”, okazało się pierwsze piętro pawilonu 7, tuż nad przestrzenią wystawców. Po jednej stronie ulokowano tam część programu z bloku gier elektronicznych, filmowego i konkursowego, a po drugiej dwie sale RPG i naukowe. Chyba jednak nikt nie przewidział, jakim powodzeniem będą się cieszyły organizowane tam spotkania. Zdarzały się chwile, w których na korytarzu po prostu nie szło się już nawet obrócić, a co dopiero iść w wybranym kierunku. Oczywiście, były też momenty, w których niemożliwym stawało się uczestniczenie w wybranym punkcie programu – sale wypchane po brzegi uczestnikami nie były zaskakującym widokiem. Tu do akcji wkraczali zazwyczaj wszechobecni gdżdacze, dbając o to, aby konwentowicze nie wpychali się siłą na plecy tych szczęśliwców, którzy zdobyli miejsce na danej prelekcji. Pewnie to im zawdzięczamy fakt, że nawet w najbardziej obleganych salach wciąż wystarczało tlenu dla wszystkich (choć nie zawsze podłogi).
Zgrzytały też wygórowane ceny za posiłki narzucone przez sprzedawców, którzy zajęli strefę gastronomiczną targów. A dokładniej, brak odpowiednich proporcji między ceną a jakością potraw. Nie zmienia to faktu, że rozstawione w pawilonie 5 oraz na zewnątrz stoliki i ławki były idealnym miejscem do odpoczynku i integracji z tymi znajomymi, których udało się (czasem wręcz cudem!) spotkać w konwentowym tłumie.
Chcę więcej!
Z tegorocznego Pyrkonu wróciłam bogatsza w piękne wspomnienia, nowych znajomych, egzemplarz „Bestii i Barbarzyńców”, koszulkę MiMa i nową k10 do konwentowej kolekcji kostek. Słowem: wróciłam szczęśliwa, uśmiechnięta i niewyspana. Bo kto by długo spał, skoro dookoła tyle atrakcji?! I już wyglądam następnego Pyrkonu, z nadzieją, że będzie równie udany.
Kto ma podobnie, może pomóc w tworzeniu tego fantastycznego wydarzenia. Stowarzyszenie Klub Fantastyki “Druga Era” zostało zarejestrowane jako organizacja pożytku publicznego pod numerem KRS 0000207209, czyli można mu przekazać 1% podatku. Całość uzyskanej kwoty zostanie przeznaczona na cele statutowe, m.in. na wydarzenia promujące fantastykę. A to tygryski lubią najbardziej.
Do zobaczenia za rok!
P.S.
Specjalne pozdrowienia dla całej ekipy ARHN.EU. Nawet najciekawsze wydarzenia tracą, jeśli nie ma się u boku ludzi, z którymi można je dzielić. Dzięki Wam Pyrkon był jeszcze lepszy!