Share This Post

Wydarzenia

Gamescom 2015 – relacja

Gamescom 2015 – relacja

avatar_krzaku
Krzaku: Gamescom w takim gronie odwiedziliśmy po raz pierwszy. W podróż do Kolonii wybrałem się autem w bardzo zacnym towarzystwie: Insajda, Smelliego i CTSG. Planowany czas podróży wydawał się dość długi, jednak panująca w samochodzie rodzinna atmosfera™ sprawiła, że te czternaście godzin minęło w mgnieniu oka. Na miejscu zameldowaliśmy się wraz z pierwszymi promykami słońca i niezwłocznie udaliśmy się do hal targowych. Po przekroczeniu bram Gamescomu od razu poczułem się przytłoczony i jednocześnie zachwycony mnogością różnorodnych atrakcji rozłożonych pomiędzy jedenastoma gigantycznymi halami.

Zdjęcie z Gamescom 2015

avatar_insajd
Insajd: Potwierdzam – Gamescom to bezsprzecznie największa impreza „growa”, na jaką udało mi się załapać. Olbrzymia ilość tytułów, które dopiero co pojawiły się na rynku, zostaną wydane lada chwila albo dopiero są w fazie tworzenia, przyprawia wręcz o ból głowy – szczególnie, że w większość można pograć, ale nie na wszystkie wystarczy czasu. To właśnie ze względu na bezlitosne zegarki (na targach byliśmy zaledwie dwa dni) musieliśmy mocno okrajać zakres zainteresowań poszczególnymi produkcjami.

avatar_hyla
SmellySocks: Ja postanowiłem pokręcić się po strefie biznesowej, niedostępnej dla zwykłych śmiertelników i spróbować na ostatnią chwilę umówić się na spotkania – takim sposobem wylądowałem na prezentacji Guitar Hero Live. I jak dotychczas jakoś do gry nie byłem przekonany, tak po półgodzinnej prezentacji już wiem, że tytuł na pewno wyląduje prędzej czy później na mojej półce. Najbardziej bałem się nowego kontrolera, ponieważ w Guitar Hero Live nie będziemy grać tak jak dotychczas, używając pięciu różnokolorowych przycisków umieszczonych w jednym rzędzie. Zamiast tego na gryfie gitary umieszczonych jest sześć przycisków w dwóch rzędach, po trzy. I ten system sprawdza się naprawdę świetnie. Do tego fantastycznie zapowiada się cała usługa Guitar Hero TV, w której dostępne będą różne “kanały telewizyjne” oferujące różne gatunki muzyczne. Dzięki temu nie będziemy już ograniczeni przez posiadane przez nas utwory, a do wyboru dostaniemy masę przeróżnych utworów z różnych epok i gatunków.
Zdjęcie z Gamescom 2015
Udało mi się trafić na olbrzymie stoisko dla fanów symulatorów, które przygotował Astragon, główny niemiecki wydawca symulatorów wszelkiej maści. O ile same gry nie zawodziły, to przygotowanie zdecydowanie tak. Dostępne były cztery stanowiska z Symulatorem Farmy 2015 na PS4, ale działało tylko jedno, a i to nie do końca. Pograć można było również w American Truck Symulator od SCS Software. Czyli w zasadzie Euro Truck Symulator 2 z amerykańskimi ciężarówkami i mapą. Na targach dostępny był tylko podstawowy fragment mapy USA, osadzony w Kalifornii. Jedynie konfiguracja stanowiska zawodziła, bo mieliśmy do dyspozycji Logitecha G27, przystosowanego do jazdy na sekwencyjnej skrzyni biegów, z którą gra nie najlepiej sobie radziła. Po przełączeniu na manualne przełożenie mogłem wrzucić co najwyżej szósty bieg z osiemnastu, które miała skrzynia w ciężarówce. Automat nie działał, a pan z obsługi stanowiska pomógł mi, przełączając ustawienia z powrotem na skrzynię sekwencyjną.

avatar_insajd
Insajd: Jako fan produkcji Nintendo, postanowiłem pokręcić się również w okolicy ich stoisk. Spośród mających się niedługo pojawić hitów były Starfox Zero, Mario Maker oraz Triforce Heroes. Udało mi się zagrać tylko w ten ostatni tytuł, który podobnie jak Four Swords, stawia na tryb multiplayer. To z początku wywołało u mnie dość sprzeczne uczucia, bo zeldowe gierki od zawsze kojarzyły mi się z singlową przygodą. Niemniej jednak, po zagraniu partyjki, muszę stwierdzić, że zapowiada się całkiem solidny tytuł. Stawiane przed graczami wyzwania to dalej te same, typowe dla cyklu zagadki i przeciwności, z tym że tutaj do zwycięstwa wymagana jest kooperacja trzech graczy. Różnie natomiast wypadają dostępne w grze powiadomienia, jakimi możemy sugerować pozostałym graczom akcje do wykonania. W większości przypadków ich stosowanie zdawało egzamin, chociaż czasami niezbędna okazywała się komunikacja werbalna. No i życie biegających Linków jest wspólne, przez co lepiej grać ze znajomymi, bo losowi nowicjusze mogą bardzo uprzykrzyć zabawę.
Zdjęcie z Gamescom 2015
Sporo czasu spędziłem też w strefie indie, bo gry twórców niezależnych potrafią często pozytywnie zaskoczyć. Dużym plusem były tu osoby prowadzące te stoiska, często same odpowiedzialne za proces tworzenia danej gry, więc można dowiedzieć się wielu szczegółów, porozmawiać na bardziej techniczne tematy albo po prostu cieszyć się z ich entuzjazmu do dzieła, jakie stworzyli. Jedną z gier, która zapadła mi w pamięć, był niemiecki Starfallen, łączący w sobie elementy roguelike, RPG oraz serii The Legend of Zelda. Wcielamy się w niej w inżyniera, lądującego awaryjnie na nieznanej planecie i zostaje wciągnięty w problemy lokalnej społeczności. Wyrażając chęć pomocy, przyjdzie mu przedzierać się przez losowo generowane lochy, wzbogacone o zagadki wzorowane na tych z Zeldy właśnie. Poza pełnymi niebezpieczeństw instancjami gra zaoferuje również łączący całość świat główny, system rzemiosła oraz bardzo wpadającą w moje gusta oprawę graficzną.

avatar_krzaku
Krzaku: Po wstępnych oględzinach wszystkich stanowisk udałem się w miejsce gdzie tłoczyła się spora grupa ludzi. Głośna elektroniczna muzyka, pulsujące neonowe światło oraz stanowisko do gry z oculusem bardzo mnie zachęciły do sprawdzenia na co tak wszyscy czekają. Gra, która wspierał słynne już gogle to Distance – zręcznościówka w której wcielamy się w pilota maszyny na pierwszy rzut oka przypominającej samochód, ale po pewnym czasie zamieniającej się w odrzutowiec. Bardzo przyjemne demo pochodzące z wersji alfa gry skończyłem po około dziesięciu minutach, a ogrywany tytuł okazał się kontynuacją Nitronic Rush przy którym spędziłem wiele godzin. Powstający sequel wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie, mechaniki znane z poprzednika zostały przeniesione a nowa oprawa audio-wizualna bardzo mi się spodobała. Cieszy mi się także fakt powstania otoczki fabularnej wokół samych wyścigów oraz wsparcie modów na platformie Steam, co można już teraz sprawdzić w usłudze Early Access, a w przyszłości także na PS4. Nie mogę się już doczekać premiery całości i na razie wygląda na to, że będę bawił się przy niej co najmniej tak dobrze jak przy poprzedniej odsłonie.
Zdjęcie z Gamescom 2015
Kilka metrów dalej trafiłem na kolejne odkrycie, którym jest The Curious Expedition – dziewiętnastowieczny symulator wypraw odkrywczych. Ogólnie byłem sceptycznie nastawiony do stanowisk tego typu – myślałem, że nie da się zrobić ciekawego kilkunastominutowego pokazu gry wymagającej czasu na rozwinięcie. Szybko jednak wyprowadzono mnie z błędu, ponieważ już po kilku kliknięciach kompletujemy zespół poznawczy, zostajemy wrzuceni w samo centrum dżungli, a przygoda rozwija się momentalnie – na heksagonalnej mapie pojawiają się kolejne wioski, świątynie i inne obiekty do badania, a i częste wydarzenia losowe sprawiają, że nie możemy się nudzić. Co chwilę będziemy negocjować z tubylcami, zbierać nowy ekwipunek i walczyć o życie. Świat i wydarzenia generowane są losowo, a nad wszystkim czuwa wskaźnik głodu wyprawy, który decyduje jak daleko i czy w ogóle możemy się ruszyć. Wypadałoby wtrącić jeszcze kilka słów o samych twórcach – jest ich dwóch i jak sami podkreślają “są niezależni tak bardzo, jak tylko się da”, a inspirację do Curious Expedition czerpali z FTL: Faster Than Light. Gra dostępna jest już na platformie Steam, dlatego niech wszyscy “wielcy odkrywcy” śmiało pędzą się z nią zaznajomić.

avatar_insajd
Insajd: Tym, co często przyciąga mnie w grach indie, jest niecodzienna i interesująca oprawa graficzna. Nie inaczej było w przypadku gry Future Unfolding. Rozgrywkę oglądamy tutaj z góry, przemierzając kolorowe lasy, pełne różnorakiej roślinności i zwierząt, z którymi możemy wejść w interakcję. Same plansze przypominają zabazgraną paletę malarską, mieniącą się tęczą barw, a całość dodatkowo koloruje nasz bohater, na co pozwala jego umiejętność ciągnięcia za sobą smugi farby. W zasadzie trudno tu opisać sam gameplay albo cel rozgrywki, ale samo bieganie i rozwiązywanie prostych zagadek logicznych wciągało wystarczająco, by przyjrzeć się tytułowi bliżej.

Zdjęcie z Gamescom 2015

avatar_hyla
SmellySocks: Ja natomiast korzystałem z okazji i sprawdziłem ofertę Electronic Arts. Nie udało mi się co prawda ograć wyczekiwanych przeze mnie Mirror’s Edge: Catalyst i Need for Speed (umówione przeze mnie spotkania zostały odwołane), ale za to przyjrzałem się bliżej Unravel i Star Wars: Battlefront. W ten drugi tytuł przyszło mi grać razem z jakimś hiszpańskim biznesmenem po pięćdziesiątce, który nie do końca wiedział jak obsługiwać pada do PS4 i przez większość czasu próbował sterować swoją postacią patrząc na moją połowę ekranu. Ale cieszył się jak dziecko widząc wybuchy i strzały. Sama gra przypominała mi bardzo Battlefield, tyle że w świecie Gwiezdnych Wojen. Jedynie ze znacznie uproszczonym sterowaniem statkami powietrznymi. Popykałem też w nową odsłonę serii FIFA – na ogólnodostępnym stanowisku przyszło mi się mierzyć ze słowackim dziennikarzem, który podobnie jak ja raczej nie był specjalnie zagorzałym fanem gier piłkarskich. Albo po prostu nie umiał grać. W każdym razie, moje niewprawne oko nie zauważyło żadnych zmian względem poprzedniej odsłony. A niemiecki komentarz jest okropny.
Zdjęcie z Gamescom 2015
Unravel z kolei jest platformową grą logiczną, w której pokierujemy losami przesłodkiego wełnianego ludka, Yarny’ego. Produkcja w zamyśle jest trochę podobna do Limbo – raz trzeba coś przesunąć, żeby przejść dalej, innym razem coś sobie podstawić, żeby móc się wspiąć. Do tego możemy wykorzystywać wełnianą – a jakże – linkę, by wspinać się jeszcze wyżej, sięgać niedostępnych inaczej platform, czy asekurować Yarny’ego przy schodzeniu z wysokości. Unravel jednak znacznie różni się od Limbo czy Little Big Planet oprawą graficzną – tu poruszamy się po obszarach inspirowanych południową Szwecją, widzianych z perspektywy ludzika niższego od puszki Coca-Coli. Unravel to gra przesłodka, przyjemna w odbiorze, momentami też wzruszająca. Mogę to spokojnie powiedzieć, mimo że grałem w produkcję niespełna 40 minut.

avatar_krzaku
Krzaku: Wracając jeszcze do indyków – kolejną grą, która utkwiła mi w pamięci, jest Party Hard. Powstaje ona za naszą wschodnią granicą na Ukrainie i jest tworzona przez niezależne studio składające się ze studentów i programistów. W grze wcielamy się w postać która jak to określił jeden z twórców “po prostu chce się wyspać, a sąsiedzi jej nie pozwalają, imprezując cały czas”. Tak więc trafiamy na ogromną imprezę, gdzie… zwyczajnie musimy wszystkich zabić. Do dyspozycji mamy elementy otoczenia oraz broń. Nad wszystkim czuwa licznik punktów który przyznaje ich tym więcej im bardziej finezyjne zabójstwo zostało popełnione. Nasze poczynania nie pozostają jednak bez echa, bo zabójstwa sieją panikę wśród imprezowiczów a gdy zostaniemy zauważeni lub spowodujemy na przykład pożar, ściągamy na imprezę służby porządkowe. Do tego wszystkie poziomy generowane są losowo. Party Hard ma dostać też jakąś głębszą otoczkę fabularną, dlatego chętnie sprawdzę finalny produkt.
Zdjęcie z Gamescom 2015
Ostatnim stanowiskiem, jakie opisze był stand Metrico+. Tu po raz kolejny posłużę się słowami twórców “Metrico to gra na której pomysł wpadliśmy podczas jednej z wielu nudnych prezentacji w PowerPoint(…) Powstała min. po to aby podczas takich prezentacji móc zabić nudę”. Gra to typowa zręcznościówka z elementami logicznymi. Wcielamy się w postać którą biegniemy w kierunku mety pokonując po drodze masę przeszkód zbudowanych z elementów graficznych programu z pakietu MS Office. Poruszając się po planszy nasza pozycja wywiera wpływ na elementy otoczenia co nadaje grze logicznego charakteru. Przy demie bawiłem się bardzo dobrze a po zakończeniu w ramach akcji promocyjnej za ukończenie dostałem opaskę, dzięki której mam uzyskać dostęp do pełnej wersji gry na Steam. Metrico jest tytułem, który idealnie sprawdziłby się na platformach mobilnych.

avatar_insajd
Insajd: Poza nowościami w świecie gier, zaskoczeni byliśmy także wystawą rozmaitych staroci oraz mini muzeum o nazwie Before Mario. Retro dedykowano całe piętro jednego z budynków, gdzie spędziliśmy godziny oglądając zabawki produkowane przez Nintendo. Można też było po prostu pograć na klasycznych już konsolach – od Ponga po GameCube’a. Nie mieliśmy jednak większej ochoty na granie, bo już samo patrzenie na wszystkie te cuda pochłaniało sporo czasu. Halę wystawiono bowiem gablotami, które zawierały zbiory różnych serii kojarzonych z retro. Przewijały się tam kolekcje The Legend of Zelda, Pokemon, Super Mario, Back to the Future czy Final Fantasy, a także olbrzymie zbiory konsolek Game and Watch i akcesoriów do konsol stacjonarnych, których próżno szukać gdziekolwiek indziej.

Zdjęcie z Gamescom 2015

avatar_krzaku
Krzaku: Bardzo miłym zaskoczeniem była dla mnie otwartość wystawców. Wystarczyła dłuższa chwila namysłu przy którymś ze stanowisk, aby ktoś do nas podszedł. Tym sposobem rozmawiałem min. z największym kolekcjonerem ZX Spectrum na terenie Niemiec, który wszędzie ze swoim retro-dobytkiem porusza się na motocyklu. Gdzieś między alejkami zauważyłem gablotki ze starymi zabawkami i podążając ich tropem natrafiłem na kolekcję Games Before Mario. Tu także wystarczył dłuższy przystanek przy eksponatach i już po chwili rozmawiałem z właścicielem wystawy i jego pomocnikami. Okazało się, że ekipa interesuje się także famiklonami. Gdy dowiedzieli się, że jestem z Polski, padło pytanie o naszego rodzimego klona, o którym nic nie wiedzieli. Sam Pan Erik opowiadał o siedmiu latach w Japonii, jakie spędził na zbieraniu sprzętu. W jego kolekcji znajdują się jedne z najrzadszych konsol i zabawek produkowanych przez wielkie N, wszystko w idealnym stanie. Zdecydowanie warte zobaczenia.

Zdjęcie z Gamescom 2015

avatar_insajd
Insajd: Hale targowe pełne są też rozmaitych scen, gdzie albo odbywają się jakieś konkursy dla przechodzącej gawiedzi (połączone oczywiście z promocją danej marki), albo transmitowane są mecze różnych gier sieciowych, których na Gamescomie było pełno. Nie mogli narzekać fani rozpoznawalnych marek, takich jak Legaue of Legends, HearthStone czy World of Warcraft, ale i poszukujący czegoś nowego mieli okazję przyjrzeć się choćby Paladins czy bajkowo wyglądającemu Gigantic. Takim strefom często towarzyszyli też cosplayerzy, chociaż trzeba przyznać, że poza profesjonalistami spotykanymi przy wystawach konkretnych gier, o cosplay raczej ciężko. A przynajmniej nam w oczy rzucał się rzadko – dużo lepiej pod tym względem stoi choćby nasz polski Pyrkon. Na koniec, dzięki uprzejmości prowadzących stoisko G2A.com mieliśmy okazję dodatkowo pobawić się Oculus Riftem i pogadać o jego przyszłym losie. Dla wytrwałych odbywały się też rozdawajki gadżetów i konkursy sprzętu, rozmaite loterie, pokazy trailerów rozgrywki w zamkniętych pomieszczeniach, a nawet rekrutacje do szkół, jeśli to kogoś interesowało.
Zdjęcie z Gamescom 2015
Wychodzi więc na to, że Gamescom to taka beczka miodu dla fanów komputerowej rozgrywki. Chyba że nasz zachwyt to wynik dziewiczej wizyty na tej imprezie, ale choćbyśmy się starali, ciężko wetknąć tu łyżkę dziegciu. Były co prawda olbrzymie kolejki do co lepszych atrakcji, spore (szczególnie na polską kieszeń) ceny gadżetów i żywności, a także duchota na korytarzach łączących kolejne hale, ale to raczej specyfika imprez, na które ściąga tak duża liczba osób. Dlatego jeśli jesteście fanami komputerowej rozrywki i nadarzy się okazja Gamescom odwiedzić – przyjeżdżajcie. Bez wahania.

[nggallery id=61]