Dziś coś co przygotowałem całkowicie dla zabawy, bez większego, głębszego celu. Troszkę System Error, troszkę ogólnego chwalenia. Czasami mam wrażenie, że jeżeli jakiś znany "let's player" w coś nie zagra, to dla dużej części widowni taka gra zwyczajnie nie istnieje*. A szkoda. Bo są perełki pokroju Retro City Rampage, które spłyną po odbiorcach mainstreamowego gówna jak po kaczce, a faktyczni miłośnicy gier nigdy o nich przez to nie usłyszą.
Opowieść o zniewoleniu przez korporacje, żądzy zysku i potrzebie wolności. Oto Abe's Oddysee z 1997 roku.
Kultowa platformówka z 1998 roku. Piraci, skarby, niebezpieczeństwo i mistyczny amulet, który potrafi spełnić marzenie każdego kota o posiadaniu dziewięciu żyć.
Nazywanie Crisis Core grą "retro" to prawdopodobnie lekka przesada, ale równie głupie byłoby recenzowanie niemal pięcioletniej gry. Na potrzeby serii przyjmijmy, że "retro" jest wszystko to, co nie pojawiło się na aktualnej generacji konsol... a skoro PSP ma już godnego następcę w postaci Playstation Vita, to i CC:FFVII spełnia ten warunek.
Shmupy to nie tylko domena konsolowców i automatów. Pecetowcy też dostali przez lata swoją ukochana porcję kosmicznych strzelanek. Mówiąc o shoot 'em upach nie można nie rozpocząć od Tyriana autorstwa małego studia Eclipse Productions i wydanego dzięki nieocenionej pomocy Epic, znanego wtedy jako Epic MegaGames.
Tego tytułu nie trzeba przedstawiać zadnemu miłośnikowi god simów. Czy 10 lat po premierze wciąż bawi tak jak bawiła w 2002? Czy topienie ludzi i rozbijanie kolejek sprawia tyle samo satysfakcji? Tego dowiecie się z naszej retrorecenzji!
Neko zabierze was dziś do 1997, w czasy, gdy rekordy popularności biły gry strategiczne. Jedną z takich zapomnianych dziś strategii było Beasts and Bumpkins firmy Worldweaver Productions.
The Eye of Judgment to gra dość specyficzna i jedyna w swojej rodzaju. Taki tytuł nie pojawił się na konsolach domowych nigdy wcześniej i istnieje spora szansa, że nie pojawi się już nigdy.
Jeden z najlepszych top-downowych shooterów w historii nie postarzał się ani o dzień, a dzisiejsze dwugałkowe shootery mogłyby się od niego sporo nauczyć.
Jego książka opowiada historię Nintendo, małej japońskiej firmy produkującej karty do gry Hanafuda i jej wspinaczki po szczeblach popularności, gdzie zatriumfowała jako jedna z największych korporacji trudniących się grami wideo. Skupiając się na jej amerykańskim oddziale, autor zauważa ciekawą korelację między sukcesem Nintendo, a jego najsławnieszym chyba tworem, Mario. Tytuł ten czyta się zaskakująco przyjemnie. Autor skupia się nie tylko na opisie ewolucji firmy, ale pozwala nam też spojrzeć na świat oczyma podejmujących kluczowe decyzje. W stylu prawdziwego mentalisty doświadczamy procesu myślowego, który kierował twórców przy tworzeniu projektów postaci i konsol, a nawet szukamy źródeł inspiracji, w ich przeszłości i zainteresowaniach.